Nie mam 20-tu ani nawet 30-tu lat, jak moi przedmówcy, więc jak trafiła się okazja (czytaj sponsor,a właściwie sponsorka) spełnienia tak wielkiego marzenia nie wahałam ani chwili. Niestety, co się zdecydowałam to albo odwołali skoki (25 lipca-Czarże), albo był juz komplet (23 sierpnia- Toruń), ale uparłam się. 30 sierpnia 2009 roku pojawiłam się na lotnisku w Toruniu. Na ziemi jeszcze się nie bałam. Zresztą zapinanie uprzęży oraz całe szkolenie przebiegło w bardzo przyjemnej i przyjacielskiej atmosferze. Wcześniej wydawało mi się, że najgorsze jest wyskoczenie z samolotu. Nieprawda. Najgorsze jest czekanie na ten skok juz w samolocie. Prawdę powiedziawszy bałam się strasznie, chyba nawet do Marka powiedziałam, że zwariowałam. Samego momentu wyskoczenia z samolotu nie pamiętam (mam nadzieję, że film mi to przypomni, czekam z niecierpliwością), ale lot... Nie chcę się powtarzać. Dość, że powiem, że jeszcze parę godzin po skoku nie nadawałam się do rozmowy. Jeżeli nie możecie się zdecydować czy skoczyć to powiem wam jedno: żadne bungie, żadne inne dziwne przeżycia ekstremalne nie dadzą wam tyle adrenaliny i pozytywnej energii co skok spadochronowy. Dziękuję Ci Marku za najbardziej ekstremalny wyczyn w moim życiu i kto wie może uda mi się uzbierać w przyszłym roku na następny skok. Mam nadzieję, że tak będzie i mam nadzieję, że to znowu Ty bedziesz moim tandempilotem.
Pozdrawiam całą ekipę.